Jedna sekunda. Dużo, czy
mało? Dwieście dwadzieścia milionów. Sekundy, które minęły.
Czasami wraca. Co roku,
parę dni przed pierwszym lutego. Kłócimy się, podróżujemy, idziemy do Babci,
pijemy piwo. Po prostu życie…. we śnie.
Ja nie wracam. Nawet do
zdjęć. Potoczna prawda mówi, że po latach rocznice przestają szarpać duszę. Ale
mój kalendarz nie respektuje tej prawdy. Ma swoją własną. Nie mogę oglądać
zdjęć. Zrobił ich tyle, zaszczepił we mnie ten niegroźny rodzaj szaleństwa, który
całą rzeczywistość, kolorową, szarą, czarno – białą, dzieli na kadry, obrazy,
ujęcia, szukając piękna w ich kompozycji.
O czym mógłbym myśleć
dziś? Ponoć po siedmiu latach nie zostaje nic z tego, kim byłem tamtego dnia.
Wszystkie komórki ciała zostają zastąpione nowymi, kończy się cykl.
Ponoć…. Jedynie pamięć nie jest
posłuszna prawom biologii. Zostaje, zmienia swój kształt, kolor, formę, zapach.
Zaciera się…. Ale zostaje.
O czym więc mógłbym
myśleć dziś. W obcym kraju, którego język stał mi się tak bliski jak ojczysty.
Ojczysty, czyli język ojca, literalnie rzecz ujmując. Nad letnią upalną rzeką,
na plaży, wśród prawie nagich młodych ciał, jędrnych piersi, ciemnych karnacji,
długich czarnych włosów… o tym co było i nie wróci, o tym co jest i jest, o tym
co będzie albo nie? Zawsze czułem, że najbardziej ze wszystkiego pragnę kobiet,
ich bliskości, ich fizyczności. Moje myśli w nieunikniony sposób zmierzają w tę
stronę i to jest normalny rodzaj szaleństwa.
Jak bym na to nie
patrzył, on był taki sam. Językiem poetki mówiąc, różnię się jedynie tak bardzo
podobnie. Kropla w kroplę inny. Jak mógłbym mu za to podziękować? Teraz, gdy
przestrzeń czasu sprawia, że każde słowo, które wypowiem jest dla niego
niesłyszalne. Jeszcze jako małego brzdąca nauczył mnie tajemniczo brzmiącej
frazy: verba volant, scripta manent.
On sam pisał dużo, taka praca. W epoce, w której słowo komputer było terminem z
zakresu futurologii potrzebował zawsze maszyny do pisania, pojęcie dziś niemal
zapomniane, i dwóch kopii swej twórczości. Jednej dla sądu, drugiej ad
acta. Kiedy zdarzyło mu się zapomnieć podłożyć kalkę wściekał się i we
współczesnej łacinie wykrzykiwał rasa
jebana ! Nienawidziłem tych wrzasków. Jakże chciałbym usłyszeć je jeszcze
raz.
Więc piszę i ja, i odkrywam,
że to lepsze, niż seks. Im więcej piszę, tym więcej chcę. Im dłużej piszę, tym
bardziej namiętne są pocałunki ze światem, który istnieje tylko dla mnie. Im delikatniej dobieram słowa, tym więcej
odkrywa mi swych tajemnic. Czekałem tyle lat, aż niepokój przemijania i żądza
ekspresji osiągną masę krytyczna. Zabawne, że eksplozja mocno atomowa może
pozostać niezauważalna dla tak zwanej obiektywnej rzeczywistości. Jako że Bóg
poskąpił mi łaski wiary w obiektywną rzeczywistość, nie bardzo się tym przejmuję.
Robię to co robić należy, rzeka płynie, słońce świeci, kobiet pięknieją i
jesiennieją. A ja piszę. I to jest groźny rodzaj szaleństwa.
W miejscu publicznym - w
którym oczekiwania społeczne koncentrują się na chodzeniu na plażę i moczeniu
narządów, na pijaństwie, podrywaniu i jego kontynuacji (jaki wspaniały koncert
dała wczoraj sąsiadka z namiotu obok! Vivat
wolna miłość!, jest lepsza, niż szybka, Bravo
pianista!) - pisanie czegokolwiek,
budzi niepokój bliźnich. Latynosi to mentalność otwarta i pełna życia. Co rusz ktoś się do mnie zbliża, żeby zapytać
co robię i dlaczego nie idę z nimi popływać.
Popływać? Pamięć jest
nieubłagana. Pewnego dnia zaciągnął mnie głębiej w morze, tam gdzie już nie
miałem gruntu pod nogami. A teraz płyń –
powiedział. Zawierzyłem falom, choć wcześniej wydawało mi się, że nie
umiem. I płynę nadal. Czasem brakuje tchu, ale wiem, że nie ustanę. Do samego
końca, do mety, której jeszcze nie przeczuwam i nie umiem sobie wyobrazić,
która będzie tylko moja, osobista, prywatna i intymna. Płynę. I to jest
śmiertelny rodzaj szaleństwa. Będę płynął do ostatniej sekundy, która trwa na
tyle długo, by całe życie przeleciało przed oczami i by poczuć …
Jego ostatnia sekunda
rozegrała się między drzewem, rowem i czterdziestotonową ciężarówką. Pocieszam się,
że przynajmniej miał czas by poczuć, że warto było żyć. Zresztą, zawsze to
wiedział…
Mojemu Ojcu, w siódmą rocznicę śmierci. 2013.02.01
No hay comentarios:
Publicar un comentario